Przeczytałem ostatnio książkę. Nie chcę się chwalić opanowaniem czytania - broń Boże nie, jeśli już, to może zrozumcie to tak, że książka ta była tak dobra, że siadłem po długim czasie do pisania.
"Odwaga Straceńców - polscy bohaterowie wojny podwodnej" autorstwa Kacpra Śledzińskiego.
Książka ta opisuje dzieje naszej floty podwodnej, jej początki, rozwój, który odbywać musiał się w boju, pokazuje załogi i ich dowódców, szkicuje oś czasu, którą kończy tragedia powrotów do Polski, gdzie czerwone skurwysyny, zadają więcej bólu, niż cała wojna zdołała...
Zamknąwszy przeczytaną książkę siedziałem długo gapiąc się we własne myśli.
Komandora Bolesława Romanowskiego, dowódcę okrętu ORP "Dzik" pochowano na cmentarzu w Witominie, w Gdyni. Mogę tam dojść piechotą w kwadrans, a zimowy las sprzyja układaniu myśli.
Każdy kolejny krok sprawiał, że zmierzałem ku osobie coraz bardziej mi bliskiej. Każdy, kto żeglował pod opieką prawdziwego kapitana wie, jak wielki dar dostał od życia i łatwo mnie zrozumie.
Tylną bramę cmentarza musiałem przeskoczyć. Rozejrzałem się dookoła i ruszyłem najszerszą alejką. Wyobrażałem sobie rząd wyróżniających się pomników, takich ze złotymi zdobieniami, dystynkcjami, a nawet krótką historią, żeby każdy pamiętał... Znalazłem taką aleję. Polegli kapitanowie, komandorzy, dowódcy, ale nie było wśród nich mojego osobistego bohatera.
Nie tracąc czasu na szukanie w ciemno, ruszyłem do biura. Szklane drzwi odsunęły się i po kilku krokach stałem naprzeciw elektronicznego katalogu nagrobków, któremu jakiś dowcipniś nadał nazwę "Grobonet". Ciemny ekran nie rozświetlał się, zabrałem się więc za szukanie przyczyny i w tej chwili zza drzwi wyszedł pracownik biura. Moje szczęście - techniczny. Facet pogrzebał w kablach i system wystartował. Bolesławów Romanowskich na witomińskim cmentarzu leży wielu, żadnego nie zdradza stopień, czy cokolwiek innego, muszę więc szukać po datach zgonu, dobrać datę urodzenia i ostatecznie nawet obejrzeć zdjęcie pomnika, żeby imię żony Kapitana, ostatecznie wskazało cel. 68G, rząd dziesiąty...
Sektor "G" znalazłem szybko, chociaż przy oznaczeniu sektora pojawiło się jeszcze kilka robiących bałagan liter. Rzędy nie były ponumerowane, zacząłem się więc cieszyć, że widziałem zdjęcie pomnika, teraz omiatałem wszystkie wzrokiem, krok za krokiem, a czas upływał.
"Zygzakując" nie udało mi się odnaleźć dowódcy, zmieniłem więc technikę poszukiwań na bardziej systematyczną. Rząd po rzędzie skanowałem cmentarz śmiejąc się do świętej pamięci komandora, że tyle czasu w swoim życiu musiał się chować przed wrogiem i teraz też nie daje się łatwo.
Władze Polski zamknęły go w więzieniu, gdzie nie dano mu spać, bito i poniżano pragnąc by on sam uwierzył w postawione mu oskarżenia, ale on się nie dał. Jego żonę wygnano z Pomorza.
Takich, jak on się nie łamie. Ta niezłomność jednak wiele kosztuje.
Między dwoma zniczami w kształcie choinek płonie mój. Sięgnąłem jeden z pustych, które ustawiono za płytą i zapaliłem w nim zabraną z domu świeczkę. Pod imionami spoczywającej rodziny widnieje napis: prosimy o modlitwę. Nie mogę tego zapomnieć. Wiedząc, jak potraktowała ich wichura wojennego czasu, znając tragizm powrotu - on - bohater wojny podwodnej, prosi mnie, nieznanego mu człowieka o modlitwę za niego i za jego rodzinę skromniej niż Nieznani Żołnierze w morzu kolorowego blasku i wstęg...
My wszyscy jesteśmy okrętami, które potrzebują dowódców.
Śpij spokojnie Kapitanie...