Czyli o tym, jak Gotfryd nie wiedział o moście, o tym, jak przeszliśmy Kanał Karyncki, a także o tym, jak to nie byliśmy w Atenach.
30 sierpień - 01 wrzesień 2014.
Korfu - Kanał Koryncki - Kotwicowisko na przedmieściach Aten [672 Mm].
Z uzupełnionymi zapasami, w których skład wchodziły dwie butelki Retsiny - dość specyficznego w smaku wina, którym wznieśliśmy toast za szczęśliwe wejście na greckie wody, minąwszy stojący na kotwicy okręt US Navy, obraliśmy kurs na wejście w Zatokę Patras.
Przepiękne są okręty wojenne! Przepłynęliśmy "bezpiecznie blisko", żeby przyjrzeć się szarej miss USA, na tyle blisko, że widać było marynarzy na stanowiskach obserwacyjnych i jednego z nich mierzącego do nas z karabinu maszynowego o zacnym kalibrze. Kiedy odsłoniła się nam jej bakburta mogliśmy zobaczyć dwie barki karmiące ją paliwem. Później, słuchając ostrzeżeń nawigacyjnych, dowiedziałem się, że Amerykanie zmierzali na manewry zorganizowane przez NATO, po drodze zwracając uwagę na "podejrzanie terrorystyczne zachowania" jednostek w rejonie. Podali także numery kontaktowe na wypadek, gdyby ktoś zauważył coś, co chciałby im zgłosić. Także, gdyby jakiś kuter rybacki wymuszał na mnie ustąpienie drogi, mógłbym podać im jego pozycję, oni wystartowaliby drona, a ten, na ćwierć mili przed kolizją wystrzeliłby salwę rakiet i zamienił go w palące się na powierzchni resztki. Wtedy wzniósłby się w górę, majestatyczne wleciał w tarczę zachodzącego słońca, a ja machając mu w geście wdzięczności, łapiąc się za serce zanuciłbym hymn Stanów Zjednoczonych Ameryki...
Na trawersie pojawiła się Itaka. Całkiem spora wyspa, gdyby Odyseusz nie zapragnął zamelinować się na trochę i pozostał wierny greckiej tradycji nawigowanie po lądzie, myślę, że Penelopa nie musiałaby dziergać swetra przez tyle lat.
Tak całkiem serio - w szkole uczymy się tego i tamtego, ale wiele rzeczy pojmujemy dopiero w chwili, w której się z daną rzeczą konfrontujemy. To było ciekawe uczucie, żeglować po akwenach, o których słyszało się w szkole.
W zgodzie z naszym niepisanym podziałem wacht, przejąłem ster około godziny dziesiątej wieczorem. Korzystając z okazji, że zostałem sam, rozłożyłem mapę, wyjąłem trójkąty nawigacyjne i zacząłem przypominać sobie, jak to było kiedyś, kiedy byłem lepszym żeglarzem - żeglarzem nierozpieszczonym przez ploter. Powtórka z nawigacji nie mogła znaleźć lepszego czasu. Prześledziłem naszą trasę i zauważyłem, że jeszcze na mojej wachcie będziemy musieli przejść pod mostem. Odszukałem Rion - Andirrion Bridge w naszym pilocie po greckich wodach i rozłożyłem mapę, na której podano dokładne procedury przekroczenia mostu. Instrukcja była jasna, do ATA zostały ponad trzy godziny, Gotfryd spał w najlepsze na kanapie w sterówce. To było moje zadanie! Trzymałem kciuki, żeby mojego Śpiącego Kapitana nie obudził żaden książę. Bo mi czasem naprawdę brakuje mojej karty wstępu do dżentelmeńskiego świata kapitanów! Więc nie waż mi się obudzić, kapitanie, nie waż mi się zabrać tego zadania! Dochodziła druga w nocy.
Dziesięć mil przed mostem wezwałem Rion Traffic, podano mi przejście określając je kolejnością świateł na pylonach. Dopiero moja rozmowa przez radio obudziła kapitana. Jego pytanie, czy już teraz wzywam Traffic Control kanału uświadomiła mi, że on w ogóle nie był świadomy, że na naszej trasie jest jakikolwiek most. Widzicie? - Plotery ;) Dał mi dokończyć zadanie. Po fakcie jestem pewien, że on mi przecież ufa i wie, że może spokojnie spać, ale taki kąsek, jak ten most obudził we mnie zachłanną chęć posiadania go tylko dla mnie samego i dyktowanego zazdrością strachu o to, że mi się go zwinie sprzed nosa. Siedem mil za mostem uwolniliśmy się spod kontroli Rion Traffic - zadanie zakończone, mogłem iść spać.
Kiedy się obudziłem, byliśmy niecałą godzinę przed wejściem w Kanał Koryncki.
Dopłynęliśmy do punktu oczekiwania, gdzie jednostki czekają na ustalenie kolejności przejścia. Kontroler ruchu ustawia nas, jak dzieci w przedszkolu, mówiąc kto za kim wpływa i taki sznureczek grzecznie czeka na zmianę ruchu w kanale i pozwolenie na wejście.
Ten sześciokilometrowy kanał pozwala zaoszczędzić sporo czasu/paliwa i w pół godziny przerzuca z Morza Jońskiego na Egejskie. Nie jest tani, koszt przejścia dla jachtu naszej długości to 600,- europejskich, ale jest to wciąż opłacalna droga na skróty.
Zachodnie wejście do Kanału Korynckiego |
Wyjście z kanału. Tam, gdzie trzeba położyć kasę na ladę. |
Trzy godziny później na ekranie plotera zarysowała się wyraźna granica. Ta granica to koniec naszych map... Pamiętam, że na trzy miesiące przed rejsem podałem Gotfrydowi dane o zainstalowanych mapach, więc coś musiało się podczas tego przygotowania popierniczyć. Tragedii nie było - wciąż mieliśmy mapy papierowe, a Gotfryd tablet z mapami Garmin. Problem tylko w tym, że za kilka dni na pokład miał przybyć armator, a taka szopka to mega kompromitacja.
Telefon w dłoń i liczenie na to, że Niemcy z Furuno prześlą nam kod autoryzacyjny mapę najszybciej, jak się da. Taaaaaka wtopa!
Ateny... Niezły ruch panuje w tym rejonie. I Ateny i Pireus nie narzekają na brak statków zmierzających do portów, a są dość blisko siebie. W między czasie sprawdziliśmy prognozę pogody i podjęliśmy decyzję o przeczekaniu silnych wiatrów, na którymś z kotwicowisk na PD-WSCH od Aten. Wiele miejsc wyglądało lepiej na mapie, niż w rzeczywistości i tak naprawdę żadne nie dawało pełnej ochrony, ale naszym największym zmartwieniem było to, że kotwica za cholerę nie chciała złapać. Rzucaliśmy dwie kotwice po pięć razy zanim wreszcie chwyciła i mogliśmy zgasić silniki. W między czasie zaszło słońce i dzień miał się już bardzo blisko ku końcowi. Nie zdążyłem jeszcze spłukać szlamu z łańcucha kotwicznego, kiedy Gotfryd przyszedł do mnie na dziób z butelką piwa. Za szczęśliwe ocalenie!
Ateny świecą milionami świateł, widzimy ruch uliczny i ludzi blisko brzegu. Jestem tak blisko Aten, ale nie dane mi będzie w tym rejsie postawić tam nogi. Biorę prysznic na pokładzie kąpielowym, w scenerii miasta nocą i gwieździstego nieba. O piątej ruszamy, więc niech się do piątej wypiździ!
Fajne zdjęcie na koniec ;) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz