Brindisi zjada mnie siedemnasty dzień. Każdego dnia nadgryza, ale nie może pożreć, jak być może by chciało. Mam nadzieję już tu nie wrócić, ale zachowuję ostrożność w moim życzeniu. W każdym razie jutro stąd wyjadę. Najpierw do Bari, by tam wsiąść w samolot i przez Budapeszt dotrzeć do Warszawy, gdzie złapię pociąg do Lublina. Dwanaście godzin zwiedzania Europy.
Zostawię tu mój Morski Dom, ale nie będzie sama. Her Majesty of Chaos Thirteen nie jest jeszcze zupełnie zdrowa. Ma wklejone nowe szyby w kabinie armatorskiej, ale wciąż brakuje wykończenia. Super Luigi, Amadeo Mozart i Marco Polo - moja ekipa remontowa, dokończy dzieło już beze mnie. Trochę to dziwne i nie do końca się z tym dobrze czuję, ale tak musi być. Lubię tych Włochów. Zwłaszcza Amadeo, który jest najstarszym z nich i pracuje najdłużej. Tak, udaną mam ekipę. Amadeo zauważył, że tracę niepodległość w dzień święta niepodległości Stanów Zjednoczonych. I tym podobne żarty rozwodników...
To jest być może ostatni kawalerski wpis tutaj. Historia się dzieje na klawiaturze. Ciekawe, czy obrączka nie przeszkadza w pisaniu...? Ile to nowych rzeczy pojawia się w głowie, kiedy o tym myślę! Noszę srebrny łańcuszek, czy mogę na nim zawiesić złotą obrączkę...? Kurde, małżeństwo to zupełnie nowe pytania...
Także ja - prawie marynarz, prawie kolarz, prawie nurek i prawie wszystko inne, za trzy dni zostanę mężem.
Nie prawie-mężem. Mężem.
O w mordę... poważna sprawa!
Przypomniał mi się fragment Ptaków Oceanów Romana Paszke, który pozwolę sobie przerobić na własny użytek:
-Jacek, jakie masz plany na środę?
-A wiesz, chyba wpadnę na chwilę do Polski, żeby się ożenić.
Lepiej takie rzeczy robić, niż o nich tylko czytać!
o. w mordę... poważna sprawa! Powodzenia:)
OdpowiedzUsuńA więc -powodzenia! I szczęścia na Nowej Drodze Zycia! ;-)
OdpowiedzUsuń