sobota, 4 kwietnia 2015

Wielka Sobota.




Mam. Mam receptę na przeżycie Wielkanocy i potwornie rozczarowujące uczucie, że nigdy z niej nie skorzystam. To trochę tak, jakby odkryć lekarstwo na uciążliwą chorobę i schować je do sejfu, bo lekarstwem jest coś, co "nie przystoi".
Wszyscy wiemy, że są to najbardziej stresujące święta w roku. Przygotowujemy się do nich prawie, jak do Wigilii Bożego Narodzenia, mając na to sporo mniej czasu. Jest sobota, dziesięć po szesnastej i część ludzi wciąż jest w pracy. Za chwilę fajrant i te masy ruszą do sklepów po ostatnie drobiazgi, których zabrakło i przebierając w tym, co zostawili ci wszyscy, którzy szturmowali regały od rana, załamią się na widok tarczy zegarka. Wrócą do domu, pomogą coś dokończyć, albo całkowicie sami zabiorą się za coś. Ah, jeszcze do kościoła trzeba iść! I to szybko, szybko, bo święconka, buty, ale nie te, te ładne! W niedzielę zasiądziemy do stołu, możliwie rodzinnie mam nadzieję. Radość będzie wielka, bo rodziny mają coraz mniej czasu na spędzanie go razem. 
Poluzujemy sobie trochę - są święta. W poniedziałek dzieci zaleją swoje łóżka wodą, a możliwe, że nie tylko. Będzie wesoło, raźnie i przyjemnie. Może nawet pogoda dopisze!

I jeb z dzidy! We wtorek do pracy!

Wszystko fajnie... A gdyby tak, zamiast gruntownie szorować chatę właśnie przed tymi świętami, zamiast piec Bóg wie co, gotować i przygotowywać się zewnętrznie - gdyby tak naprawdę skupić się na tym, co jest w tych dniach najważniejsze? 
Jezus oddał życie za każdy jeden grzech, jaki popełniliśmy i za setki tych, które jeszcze popełnimy. 
Ale nasze głowy zatroskane "zdążeniem" zapominają się i ślą ładne, niewypowiedziane na głos wiązanki w stronę babci wjeżdżającej w nas wózkiem zakupowym przy kasie.

To nie są najlepsze święta pod kątem odpoczynku. Są za krótkie, więc może olać te wszystkie pierdoły i naprawdę świętować? Zastanowić się nad sobą i spędzić więcej czasu z rodziną przy stole, przy czymś, co każdego powszedniego dnia się na nim znajduje, niż przy blacie roboczym choćby najlepiej zorganizowanej kuchni? Gdzieś między garnkiem żurku i gnaniem samochodem z ostatnią listą zakupową. Sam nie wiem, wiecie co ja właśnie robię? Odpoczywam.
Nigdzie nie latam, niczego nie gotuję. Byłem za to na rowerze i wyciągnąłem nogi na kanapie oglądając Top Gear (bo nie mam tu rodziny, z którą mógłbym pogadać przy kawie). I jest świetnie.
Przyjemnie jest wreszcie usiąść do stołu i pogadać, nie? Wydaje mi się, że odpuszczając sobie szopki z "przygotowywaniem świąt" moglibyśmy usiąść kilka godzin wcześniej i mieć to samo, bez względu na to, czy na stole jest więcej, niż jedna sałatka i ciasto.

Na koniec ta smutna część.
Moje lekarstwo na wyczerpanie Świętami Wielkiejnocy nigdy nie znajdzie się na recepcie - przynajmniej mojej, za te kilka lat, kiedy będę miał własną rodzinę. Coś mi mówi, że to "musi być ładnie i wyjątkowo" weźmie górę i niestety zazębię się z trybem. 
Ale nie to jest dla mnie do granic smutne. 
Wiecie o czym myślałem dziś, w grobie Jezusa w kościele w Bibinje? Syna Bożego okrutnie upokorzono i skatowano na śmierć. Ludzie są wstanie w bezmyślnie okrutnym podnieceniu zadawać takie okrucieństwa także dzisiaj. Ludzie tracą swoje życia anonimowo. 
Więc moje coraz bardziej sprecyzowane prośby do Najwyższego powiększają się o kolejną. 
Niech uderzy dobrem w te zeszmacone dusze, żeby nikt już nigdy takiego okrucieństwa nie powtórzył.


1 komentarz:

  1. błogosławione refleksje...
    A co do przyszłych świąt - jest do zrobienia wiele rzeczy razem od menu, przez zakupy, krojenie sałatki, malowanie pisanek, robiąc to bez gorączki, gadając o wspólnych sprawach, a także o istocie tych Świąt spędzimy czas razem, dzieląc się sobą. A dzielić się sobą to istota człowieczeństwa tak najpiękniej realizowana w chrześcijaństwie.

    OdpowiedzUsuń