poniedziałek, 18 maja 2015

Ostatnia deska ratunku.

Dwa lata temu kupiłem sobie longboard. Wtedy miałem wrażenie, że jest to coś, czego szukam, coś co mi sprawi frajdę, będąc jednocześnie tak różne od roweru, jak to tylko możliwe. Dziś myślę, że to było wyjście w stylu nie zmienię żony na młodszą, za to kupię Porsche. Nigdy nie jechałem Porsche. Kiedy odbywaliśmy jeszcze rejsy na GP Monte Carlo zdarzało mi się być w boksach serwisowych teamów z Porsche Cup, ale nie pozwolili mi się przejechać. Nigdy też nie przyszło mi do głowy zmienić żony - może dlatego, że wciąż jeszcze żadnej nie mam. Mój longboard jest brzydki. Nie ma tego surferskiego kształtu, nie ugina się do ziemi, jak się stanie na jego środku i ma fioletowe, bardzo wpadające w róż traki. I motywem deku jest hipisowski bus, więc wygląda dokładnie tak samo, jak wyglądają starzy faceci w swoich Porsche kabrioletach z córkami czyichś matek w skąpych mini.



Z czasem jeździłem na nim coraz mniej. Trochę dlatego, że nie ma z kim, trochę dlatego, że ludzie których spotykam, i którzy mają longboardy, wydają się być trochę zbyt cool, żebym chciał z nimi posiedzieć przy piwku. Wyglądają, jakby czesali wąsy i dobierali spodnie i koszule do koloru traków. Jak ja bym wyglądał z wąsem i w różowej koszuli? Pewnie, jak ktoś, kto kupił sobie Porsche i zakłada czapeczkę z jego logo, kiedy jedzie przewieźć córkę kogoś matki po butikach.

Myślałem, że pora już go schować do szafy, tam gdzie koszulki, w których podobno wyglądam jak gość z liceum.
Myślałem, że mi przeszło. Że to był ostatni zew nieokiełznanej młodości, ostatnia głupota, jaką mogłem zrobić bezkarnie. I jeśli tak było, to dobrze. I dobrze, że jest brzydki. Dobrze, że nie czuję potrzeby strojenia się na niego, i że jeszcze czasem miewam chęć się nim przejechać bujając biodrami, uginając kolana i po prostu wyglądając, jak ktoś, kto ma więcej frajdy w życiu. 
Ta sklejka z kanadyjskiego klonu, czy cokolwiek mi tam napisali, a czego już nie pamiętam, kiedy już się na niej stanie jedną i odepchnie drugą nogą, sprawia, że jest w porządku. To jest fajne uczucie. 
Wystarczy mieć cel, jak na przykład burzowa chmura nad mariną i bliźniaczy jacht na drugim jej końcu i można spędzić kwadrans zupełnie - inaczej. A to czasem dobrze robi.

Oczywiście nie namawiam was do zmiany żon! Gdyby ktoś pomyślał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz