Wstań z łóżka po porządnie odespanej imprezie urodzinowej kolegi. Zdziw się, że dopiero dochodzi dziesiąta, a ty już czujesz się na siłach wstać. Bądź z siebie zadowolony, że wyszedłeś wcześniej, kiedy imprezka zeszła nieco z poziomu. Nikt się przecież nie obraził. A ty masz cały zdrowy dzień...
Załóż coś na siebie. Coś, w czym ci najwygodniej i w czym wyglądasz dobrze - niedziela jest. Przekręć pedały z szosówki do swojego podekscytowanego górala. On już wie, że jedziecie na spacer i szuka smyczy, którą mógłby pogryźć przed wyjściem.
Jedź. Nie ważne gdzie, ale jeśli wpadnie ci do głowy pomysł, żeby udokumentować w zdjęciach Dunaj, to chwyć ten pomysł. Jedź i ciesz się, że jedziesz. Przypomnij sobie wczorajsze sześć godzin w siodle i uśmiechnij się z sentymentem do samego siebie. I do kogoś, kto wystawił palce z kierownicy, pozdrawiając cię.
Nie ważne jak, gdzie , na czym, ile. Ważne, że świat się do ciebie uśmiecha poprzez lekki wiatr, ciepło słońca, błogi stan duszy. Jedź...
Aż wstyd mi, że dopiero teraz to czytam. To najpiękniejszy wpis na blogu jaki czytałam (no offence sis). Dobry podkład muzyczny, parę dobrze zmontowanych zdjęć i filmików i wszystkie firmy rowerowe klęczą przed tobą błagając o taką reklamę. Chylę czoła!
OdpowiedzUsuń