poniedziałek, 3 marca 2014

Z pracą do pracy.

Wiele razy słyszałem, że dziś bywa tak, że zabiera się do domu pracę – z pracy. Dziś zacząłem się zastanawiać nad tym, jakby to było, gdyby przynosić pracę do pracy.

Weźmy takiego ochroniarza z placu budowy. Siedzi biedak na tyłku, który już dawno nabył prawa emerytalne, więc nawet w razie zagrożenia, lepiej będzie, jeśli ze swojej budki nie wyjdzie. Zazwyczaj wypłaszczanie tyłka odbywa się w rytm radyjka, lub – jeśli warunki są sprzyjające – małego telewizora postawionego na lichutkim blacie, który zawsze chętnie gości zbunkrowanego browarka. I tak sobie siedzi. I ochrania.
A gdyby tak zabrał z domu rachunki do podliczenia? Albo wyjściowe trzewiki swojej żony, które mile widziałyby świeżą pastę i następnie polerkę? W naszych domach kryją się obowiązki, przez które często nie możemy wyjść na rower, więc gdyby się ich pozbyć, wypchnąć z domu, choć tych kilka pierdół, które prędzej czy później trzeba zrobić i nie ma zmiłuj?

Bo zdaje się, że istnieją zawody, w których nierobienie czegoś wliczone jest w czas pracy. Ja wiem, że nic nie robienie może być kuszące, ale jeśli kiedykolwiek miałeś wyrzuty sumienia, bo rżnąłeś w pleja za długo i nie zdążyłeś przygotować czegoś komuś – bardzo proszę – oto moja interpretacja „kreatywnej księgowości”. Zabierz pracę do pracy! Jeśli możesz ;)

A tak trochę obok tego. Pomyślałem sobie dziś: ile warte jest 15 minut, o które wychodzisz szybciej z pracy? Bo bywa, że nikt złego słowa nie mówi i myślisz być może, że ten kwadrans jest za darmoszkę, ale mylisz się. Bo kiedyś, na imprezie, na której cię nie będzie, twoja podpita koleżanka z pracy powie w toku klasycznego obrabiania tyłków koleżeństwa z biura: ale ten to jest w porządku, ty wiesz, że on zawsze zostaje do końca?
Jak masz wyjść wcześniej do domu, żeby obejrzeć kulawą piłkę nożną – lepiej zabierz ze sobą do pracy szpilki swojej żony i porządnie je wypucuj ;) Za piętnaście minut kupisz jej bezcenny uśmiech.


Dziękuję za uwagę ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz