Bardzo żałuję, że nie jestem Supermanem. Gdybym tylko nim był, miałbym wystarczająco siły i odwagi, by przywalić paraliżującej mnie niemocy w mordę.
Niewiele w naszym życiu nie ma końca. Każdy, kto cokolwiek trenował, wie, że szastać mocą nie można. Jest niej w nas tyle, ile jest i więcej nie będzie. Ja poszedłem po bandzie przez dwa ostatnie dni i teraz jestem z pustymi kieszeniami. A fakt, że dziś jest niedziela, tylko upewnia moją niemoc w sile.
Jak święcić dzień święty, skoro tyle pracy na pokładzie i pod pokładem? Jak nie poddać się chęci odpoczynku, kiedy prawie wszystko wręcz wrzeszczy: odpocznij!
Niemoc to jakaś siła kosmiczna, która zawsze ma nad nami przewagę, jeśli już dochodzi do konfrontacji. Ta menda jest jak wirus w naszym mózgu, który blokuje nas i zwalnia.
Jeszcze wczoraj byłem z siebie taki zadowolony, kiedy po całym dniu pracy poszedłem na rower i dałem sobie ochoczo w palnik. Myślałem, że jestem czymś w rodzaju uberczłowieka, jak kilka osób, które znam. Byłem zmęczony, ale wskoczyłem na rower jak Bóg przykazał. A dziś, kiedy nikt nie patrzył, Niemoc wzięła się do roboty. I leżę na deskach, jak pies przed domem.
***
Niemoc to tylko stan umysłu. Idę na rower oddać się medytacji. Mam nadzieję wrócić wolnym.
Jak nie - dalej będę jęczał, że chciałbym być Supermanem. Ale już Wam daruję opisywanie tego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz