poniedziałek, 20 stycznia 2014

Pitu, pitu do kawy.

Jest kawa, jest... poniedziałek i to z całą pewnością rano. 
Kawę zacząłem pić, kiedy odkryłem, że moje liceum jest 20 minut drogi autobusem, a trzeba jeszcze dojść na przystanek. Wcześniej zjeść śniadanie, spakować się (a Wy się niby pakowaliście zanim poszliście spać, he?) i często znaleźć jakąś koszulkę pasującą do spodni, spośród sterty rzeczy przewieszonych przez oparcie krzesła, która niekiedy była większa od tego, co mieściła szafa..

Moja przyjaźń z kawą trwa, choć miało miejsce ochłodzenie stosunków, a okresowo nawet i zamrożenie. Paradoksalnie miało to miejsce na studiach. Wiecie, jak to jest - dostałem się do teamu kolarstwa górskiego, jeździłem na zawody XC, maratony, forma rosła, łyda rosła, świadomość też. Odstawiłem kawę i waliłem tylko "na specjalnych okazjach", żeby ta rzekomo-forma nie poszła sobie w cholerę. W tym okresie kawa mi też najbardziej smakowała i zdecydowanie najprzyjemniej pobudzała. 
Połamałem się, a wcześniej przeszedłem kontuzję kolana, więc koniec ze ściganiem; z końcem studiów miałem z powrotem włosy na nogach ;)

Dziś daleko mi do celebrowania picia kawy, ale lubię siedzieć blisko dobrej :D
Jak część z Was wie, wszedłem jakiś czas temu w posiadanie palnika spirytusowego, który to miał mi umożliwić picie dobrej kawy - gdziekolwiek. W wyobraźni wszystko wyglądało super: osłona od wiatru robi robotę, palnik daje z siebie, ile może, kafeterka się grzeje, kawa napływa, fancy-filiżaneczki, pitu, pitu i pyszna kawa w malowniczej scenerii...
W sobotę pojechaliśmy z Bejbe na Hel. Jesteśmy na plaży, wieje i jest zimno, szukamy schronienia przed wiatrem i dawaj tą kawę! Po prawie godzinie była gotowa... Także nie do końca w zgodzie z wyobrażeniami ;)

A tu macie filmik do kawy:

Dzień dobry! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz