To był jeden z tych zwykłych dni w Gdyni. Wstałem, żeby odprowadzić Bejbe na kolejkę, pożegnałem ją i spacerowym tempem pomaszerowałem z powrotem do domu. Znalazłem sobie zajęcie – dziś było to pakowanie gratów na jacht. A kiedy już się spakowałem, postanowiłem ruszyć mój biały tyłek i iść pobiegać. Roweru nie mam, a pogoda kusi. Plus te ostatnie rozmowy z Lyonelem, podczas których mój kolega po fachu opowiadał o przygotowaniach do maratonu w Nicei. Jakoś uwierzyłem, że jestem świetnym biegaczem – a wcale nie jestem. Średnio to nawet lubię, więc tym mniej szkoda, że muszę sobie na jakiś czas bieganie odpuścić „z przyczyn zdrowotnych”. Odwiedził mnie kumpel, który wytracał czas na służbie. Pierwszy raz jechałem w kabinie wojskowego Stara! Jest czad, ale trochę zajęło nam szukanie miejsca na zaparkowanie w ustronnym miejscu. Kawa, ploteczki – o przepraszam – rozmowy na męskie tematy. Dobrze, że wpadł, bo pomógł mi znieść trochę stuffu potrzebnego do serwisu roweru mojej Bejbe. Dziś pierwszy raz skorzystałem z faktu, że mam za domem podwórko i rozstawiłem serwisowy statyw i narzędzia na, od teraz: „serwisowej przestrzeni na świeżym powietrzu”. Zdecydowanie przyjemniej niż w pokoju i można olewać fakt, że z kółeczek przerzutki tylnej sypią się grudki syfu, jak łupież z zaniedbanych włosów. Tym zgrabnym, mam nadzieję, wstępem zmierzam do celu. Wiecie? Ja nie jestem może jakimś wybitnym mechanikiem rowerowym, ale dość sporo zacząłem rozumieć i potrafić zrobić. Moja serwisowa waliza z narzędziami wciąż się powiększa i jakoś się te koła kręcą. Ale dziś postanowiłem się poddać. Wycofałem się z pola bitwy, uznając wyższość przedniej przerzutki, a dokładniej – jej niepoprawnego działania. Wyjątkowo lekko mi to przyszło, czyżbym już zaczął czerpać korzyści z wcześniejszych doświadczeń? Bo jeszcze rok, dwa wstecz, a kląłbym na czym świat stoi i do samego końca jej życia wierzył, że potrafię. A potem czekałbym na nową, zamówioną niewątpliwie od szanowanego i lubianego Pana Radosława Tecława z rowertour.com. Ale nie tym razem! Dziś spokojnie, jak nigdy dotąd wsadziłem rower do bagażnika i pojechałem do serwisu. Wszedłem, przedstawiłem problem, namówiłem obsługę, żeby rzucili okiem i uwolnili mnie od problemu, po czym usiadłem się wygodnie i z katalogiem Treka w dłoniach czekałem na rozwiązanie. Nie będę wnikał w szczegóły, po prostu napiszę Wam, że kiedy Wasze przerzutki przednie działają, jakby manetka naciągała więcej linki, niż powinna, a wszystko wydaje się ustawione poprawnie – sprawdźcie, czy ktoś Wam czasem nie założył linki w jej mocowaniu od dupy strony. Odkręcenie śruby zaciskającej i wkręcenie jej z linką wchodzącą poprawnie, w dobrym serwisie kosztuje trzy dychy. Od dziś, kiedy sami taką przygodę zakończycie pełnym sukcesem, możecie kupić sobie piwko za sporo mniej i wspomnieć Jacora, który Wam opisał swój jeden dzień z życia w Gdyni.
Chyba muszę sprawdzić jak to wygląda u mnie, bo też mam dziwne przeczucie że coś jest z nią nie tak ... Ps zdjęcie przedstawia poprawną opcję czy raczej tą złą ? :)
OdpowiedzUsuńPoprawną
OdpowiedzUsuń