Kiedy byłem dzieckiem i w szkole pytano nas, kim chcemy zostać, jak już będziemy dorośli, zazwyczaj słyszało się masówkę: Zosia, podlizując się pani, powiedziała, że nauczycielką, Dorota, weterynarzem, bo podobają się jej zdjęcia koni, a Staś strażakiem, jak jego tata. Ze Stasiem nie jest tak źle, być strażakiem to faktycznie mocna rzecz, zwłaszcza z teraźniejszą wiedzą na temat pracy tych umorusanych bohaterów. Ze mną było coś nie tak, bo ja od absolutnie zawsze chciałem zostać astronautą. I byłem tego tak bardzo pewien, że kiedy okulistka powiedziała mi, z całą powagą, że nie mogę zostać astronautą, bo mam wadę wzroku, to moje niewinne wnętrze odkryło w sobie nienawiść. Oczywiście nie zostałem astronautą. Nie tyle z powodu wzroku (bo moje oczy są już na tip-top), co z jakiejś bliżej niepojętej niemożności ogarniania zadań z fizy, no i mój Tata nie był komuchem, kiedy mogli mnie jeszcze zabrać na wycieczkę do ZSRR. Z resztą...? Ja chyba nie jestem tak stary, żeby taką ewentualną wycieczkę zapamiętać.
Astronautą, ani Kosmonautą, nie zostałem. I choć lata mijały, to ja wciąż żyłem gdzieś pragnieniem znalezienia się wewnątrz skafandra, który stanowiłby dla mnie cały świat i całe moje życie, w miejscu, w którym bez niego nie miałbym prawa bytu.
Kurs Open Water Diver można zrobić zdecydowanie taniej, niż za milion dolarów, jakich życzą sobie w Kosmodromie, a po jego ukończeniu i zdaniu egzaminu, nieważkość będzie w zasięgu dużo bliższym, niż Wam się być może wydaje.
Mam za sobą już pierwsze ćwiczenia w wodzie i tak - to jest możliwe - stan neutralnej pływalności można lekko uzyskać już na basenie. I jest to genialne uczucie! Jak i sam fakt, że przez dwie godziny oddycha się pod wodą. Klawo, jak cholera!
Ten kurs ma jeszcze jedną zaletę: uczę się czegoś nowego. Wydawać by się mogło, że ta wiedza jest powszechnie dostępna na Discovery Channel, ale nie bardzo...
Odświeżające uczucie ;)
Ja też chcę...! To musi być genialne!
OdpowiedzUsuń