niedziela, 1 grudnia 2013

Sukces.

Myjąc ręce w bardzo ładnie urządzonej łazience mojego kumpla, spojrzałem w lustro i zapytałem samego siebie, kiedy to jest, kiedy sukces jest pełen.

Zewnętrze widać od razu. Piękne mieszkanie, w którym wszystko ma swój cel i jest dokładnie takie, jak miało być. Ludzie wokół, na których można liczyć, i z którymi można się szczerze napić whisky. Firma pnąca się w górę i coraz większe zrozumienie realiów prowadzenia jej w Polsce. Bez narzekania, że ciężko. 
Wnętrza już nie widać. Potrzeba czasu, żeby je ocenić. Cechy budujące człowieka, które widać w każdej rzeczy, jakiej ten się podejmie, chciałoby się mieć jak najlepsze. Daleko przykładu nie szukając - często wkurza mnie to, że są dziedziny, którym oddaje się bez reszty, ale już inne potrafię olewać i często potem tego żałować. 
A tu? Tu wszystko gra. Najwyższy poziom sportowy, najwyższy poziom w biznesie, pracowitość i cel nigdy nie tracony z oczu. Z uśmiechem. Można dać się oszukać, że "samo idzie". Ale samo nic nie idzie. A już na pewno nie tak. 

Byłem na parapetówie człowieka sukcesu. Szczerze przeze mnie lubianego, który w niejednym mi już pomógł i doradził. Jestem pod wrażeniem jednego spostrzeżenia - tu wszystko do siebie pasuje. Gdyby to całe zewnętrze otaczało dupka, szlag trafiłby pełnię. Lubię tak, jaram się, kiedy mogę spojrzeć na coś i zobaczyć majstersztyk.

Więc gdybyś w przyszłości myślał o rowerze, zajrzyj do sklepu mojego kumpla:
A gdyby pojawiła się w tobie chęć "wzięcia się za siebie", może przydać się niezły kop w dupę na start. Jeśli to nie sprawi, że zaczniesz wierzyć w przenoszenie gór, to ja już nie wiem co. Sam zobaczysz:
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz